Jak rozmawiać z klientem stojącym przed wyborem między mało rokującym i kosztownym leczeniem a eutanazją?
W praktyce klinicznej często zderzamy się z trudnymi chorobami i robimy, co możemy, żeby wyprowadzić z nich zwierzęta. Wszyscy lubimy szczęśliwe zakończenia, ale co, jeśli teraz każda z opcji wydaje się być naznaczona czyimś cierpieniem?
Sztuka rezygnacji, czyli kilka słów o godności w składaniu broni
Pewnego razu zdarzyło mi się uczestniczyć w pamiętnej wizycie.
Starsza pani przyszła w towarzystwie średniej wielkości psa o urodzie whippeta w podeszłym wieku. Zwierzę było poważnie chore neurologicznie – postępujące, nieuleczalne zmiany w mózgowiu powodowały bolesną, spastyczną sztywność mięśni szkieletowych, co skutkowało tym, że zwierzę nie było w stanie swobodnie się poruszać, ba, nie było w stanie dobrowolnie poruszać ani jednym fragmentem swojego ciała i trudno było nawet stwierdzić, czy jest świadome swojego otoczenia. Jedno było pewne- zwierzę cierpiało już od bardzo dawna, skowycząc przy dotykaniu napiętych miejsc. Jak wynikało z historii, stan pacjenta pogarszał się od kilku miesięcy i miał źródło w nieodwracalnych zmianach degeneracyjnych mózgowia. Właścicielka wytrwale i troskliwie karmiła psa sondą, dbała o jego czystość i woziła na spacery w wózku dziecięcym, by nacieszyć czworonoga widokiem zieleni, innych ludzi i zwierząt. Pokładała olbrzymie nadzieje w laseroterapii i w tym celu przybyła do naszego gabinetu. Pod koniec wizyty, gdy laser nie przyniósł pożądanego rozluźnienia, stwierdzono dwa wyjścia- przedłużanie życia psa z nadzieją, że czerpie on z niego jeszcze choć odrobinę radości lub bezbolesna, humanitarna eutanazja. Zespół lekarzy chylił się ku drugiej opcji i cała dyskusja opierała się na tym, by przekonać opiekunkę, że pies już nigdy nie poczuje się lepiej, a jego życie już i tak bardzo odbiega od należnego mu dobrostanu. Opiekunka, zapewniając, że namyśli się za drzwiami, owinęła sztywne zwierzę w koc, włożyła do wózka i po chwili spędzonej w poczekalni półgębkiem mrucząc, że jeszcze nie jest tak źle, wyszła z lecznicy, nigdy już nie wracając.
Kostucha
Śmierć to w naszej kulturze temat tabu. Wychowani w nurcie dbania o zdrowie, pięknego ciała, szczęśliwych zakończeń i walki za wszelką cenę, wyprysnęliśmy o tysiące mil od tego, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu cechowało nasze oparte o chrześcijańskie spojrzenie na kwestie życia i śmierci społeczeństwo. Żyjąc w świecie, gdy umrzeć było łatwo ze względu na wczesny etap rozwoju nauki, łatwiej też było oswoić się z tym tematem, częściej o nim rozmawiać, przygotowywać się do niego, a myśląc o nim, opierać się o optymistyczne „non omnis moriar”.
Dziś jest inaczej, ludzie często odchodzą w szpitalach, a nie w domach, zwierzęta są usypiane w gabinetach albo ubijane w rzeźniach, daleko poza naszym wzrokiem i świadomością. Nie pozostawia wątpliwości, że kwestia odejścia ze świata doczesnego czy to ludzi, czy to zwierząt stała się dla większości z nas odleglejsza, zasnuta mgłą emocjonalnych wyobrażeń i wymaga od lekarza weterynarii profesjonalnego i dokładnego przygotowania siebie i właścicieli do takich sytuacji. Właściciel, często przekonany o tym, że decyzja o eutanazji postawi go w świetle kogoś, komu nie zależy na dobru zwierzęcia, uparcie walczy „do samego końca”, przekonany o słuszności takiej postawy. Po naszej stronie leży odpowiedzialność za to, by uświadomić go, że są momenty, w których bezbolesna śmierć należy się zwierzęciu w takim samym stopniu co wcześniej troskliwa opieka i nie jest hańbą złożenie broni, gdy przyjdzie na to czas.
Wartość komunikacji z klientem
Świetnie przygotowani merytorycznie lekarze, będący biegli w diagnozowaniu i leczeniu chorób, często czują się niepewnie, gdy wstępują na grunt tzw. umiejętności miękkich. Konfrontując się z różnymi emocjami obcego człowieka, który zaufał nam i powierzył w opiekę swoje zwierzę, odkrywamy, jak bardzo nie jesteśmy do tego przygotowywani w toku nauki uniwersyteckiej. A przecież to przez pryzmat empatii i komunikacji z klientem jesteśmy oceniani w największej mierze.
Jest jednak kilka zasad, których przestrzeganie pomoże nam przeprowadzić właściciela naszego pacjenta przez ciężkie chwile, unikając nieumyślnego wprowadzania go w jeszcze większy dyskomfort psychiczny.
Przygotuj środowisko
Pracując w tętniącym życiem zakładzie leczniczym dla zwierząt, gdzie ciężkie sytuacje są chlebem powszednim, często nie doceniamy wartości czasu i przestrzeni, jakiej potrzebuje właściciel, by w komforcie psychicznym przyjąć złe wiadomości i podjąć trudne decyzje. Jeśli nie dysponujemy pomieszczeniem socjalnym, gdzie klient w ciszy i spokoju mógłby z nami porozmawiać, udostępnijmy ku temu nieużywany gabinet lub przeznaczmy na to wydarzenie więcej czasu pomiędzy umówionymi wizytami, uprzedzając obsługę kliniki, aby zadbała o to, by nikt nie wchodził wtedy do pomieszczenia. Atmosfera spokoju i zrozumienia są wtedy bardzo ważne.
Przygotuj siebie
Często lekarz weterynarii bierze całą odpowiedzialność za decyzję podjętą przez właściciela na siebie. Tymczasem naszym obowiązkiem jest przygotowanie opiekuna zwierzęcia do podjęcia decyzji, za którą jest odpowiedzialny tylko on! Powinniśmy pierwsi wyjść z dostępnymi opcjami postępowania i poinformować o ich szczegółach. Niezależnie od tego, jakie emocje rodzą się w nas na myśl o danym przypadku, naszą rozmowę powinniśmy oprzeć na rzetelnych, opartych na aktualnej wiedzy i statystykach informacjach.
Nie szczędźmy więc czasu i chęci na dokładne i zrozumiałe wytłumaczenie zaistniałej sytuacji i pozostawienie przestrzeni na pytania właściciela. Upewnijmy się, że używamy zrozumiałych dla niego słów- nasz klient nie ma obowiązku znać znaczenia słów „hematokryt”, „sedacja”, „saturacja” czy „albuminy”.
To, co musimy wiedzieć i przekazać właścicielowi to, jak choroba zmieni jakość życia zwierzęcia, jak intensywnej opieki będzie wymagało, ile wyniosą koszty leczenia i jaka jest szansa na wyjście z problemu.
Jak jednak obiektywnie ocenić jakość życia zwierzęcia? Mamy do wyboru wiele dróg. Jedną z nich jest „Quality life scale” wymyślona przez Dr. Alice Villalobos, onkologa zwierzęcego, dzięki której możemy obiektywnie spojrzeć na życie pupila w kilku kategoriach. Są nimi Ból, Głód, Nawodnienie, Higiena, Szczęście i Więcej dni dobrych niż złych. (ang. Hurt, Hunger, Hydration, Hygiene, Happiness, Mobility, and More good days than bad, w skr. HHHHHMM)
Możemy również odwołać się do pięciu podstawowych wolności zwierzęcia zawartych w Kodeksie Dobrostanu Zwierząt. Są nimi wolność od: głodu i pragnienia, dyskomfortu, bólu, strachu i stresu oraz prawo do przejawiania naturalnego behawioru.
Technika komunikacji
Sama technika komunikacji odgrywa wielkie znaczenie. Musimy pamiętać o kilku rzeczach:
- Okażmy, że zależy nam na dobru pacjenta i rozumiemy trud, z jakim zmaga się właściciel. Jeśli stanęliśmy przed podobną sytuacją w przeszłości, możemy podzielić się własnymi odczuciami z tamtego czasu.
- Podkreślmy, że wszelkie dostępne środki, pomysły i siły zostały już zaangażowane i całemu zespołowi zależy na pacjencie.
- Kontakt fizyczny- niektórzy ludzie bardziej docenią wspierającą dłoń na ramieniu czy przytulenie niż potok słów pocieszenia.
- Od naszego spokoju wiele zależy. Zadbajmy o to, aby właściciel nie miał szansy dostrzec, że się spieszymy bądź nie jesteśmy pewni tego, co mówimy lub robimy. Od tego zależy zaufanie, jakim nas darzy i to, jak będzie wspominał czas spędzony pod naszą opieką.
- Zwróć uwagę na sytuację właściciela. Jeżeli powodem decyzji o uśpieniu zwierzęcia nie jest niemożność jego wyleczenia, lecz kwestia finansowa, można pokierować taką osobę do odpowiednich fundacji, pomóc założyć mu zbiórkę w internecie lub umożliwić zapłacenie za terapię w ratach.
Wszystkie trudne rozmowy z klientami, które będzie nam dane odbyć, będą się miedzy sobą różniły i nie ma idealnych zasad postępowania lub szablonów komunikacyjnych, które sprawią, że każdy właściciel będzie odchodził od nas uśmiechnięty i pogodzony z losem. Mając na uwadze powyższe rzeczy, unikniemy jednak większości błędów i nieporozumień, z czasem zasługując na miano przewodników w świecie chorób zwierząt mających nie tylko wiedzę ale i odrobinę serca.
Piśmiennictwo:
- Kirstin Kelley, „How to Talk to Your Clients About Euthanasia”, 19.04.2016 .veterinarypracticenews.com
- Mary Gardner, „Handling Euthanasia In Your Practice”, todaysveterinarypractice.com
- Atalanta Beaumon, „We need to talk about death”, psychologytoday.com 09.03.2017